#1 2008-08-08 19:01:20

Aiko

Administrator

1643941
Skąd: te myśli?
Zarejestrowany: 2008-07-15
Posty: 10
Punktów :   

"Ta pokręcona od Indonezji" - wywiad (Tomasz Albecki)

O sobie mówi żartem: ta pokręcona od Indonezji. – Bo jak nie być pokręconą, kiedy się widziało tamten świat – twierdzi Jadwiga Możdżer, podróżniczka, aktorka, tancerka i wielbicielka Indonezji.

http://d.wiadomosci24.pl/g2/7b/f8/4f/27500_1179041005_eedd_p.jpeg Jadwigę Możdżer po raz pierwszy zobaczyłem podczas nietypowej lekcji w Domu Kultury "Janowo" w Rumi. Wykonywała taniec wojownika „Baris” z wyspy Bali oraz taniec pawia „Merak”, wywodzący się z zachodniej części Jawy. Uczyła także dzieci tańca powitalnego o nazwie Beskalan ze wschodniej części Jawy oraz floresyjskiego tańca Ndundake. Ponadto dzieciaki mogły zobaczyć multimedialną prezentację tańca smoka balijskiego – zwanego Barong, prezentowanego zazwyczaj na przedprożach świątyń hinduistyczn.

Wszyscy wstrzymywali oddech na widok niesamowitych i barwnych strojów, egzotycznego nakrycia głowy wykonanego z muszli no i przede wszystkim na widok ruchów tancerki, które od dostojnej kobiecej powolności, przedzierzgały się w puszącego się ptaka, czy groźnego wojownika.
– Strój pawia dostałam od przyjaciół, kiedy byłam w Indonezji. Ten prezent jest jak uśmiech od Pana Boga. Mnie na taki kostium nie byłoby stać. Młoda para Indonezyjska sprezentowała mi go za to, że dopełniłam uroczystość ich zaślubin tanecznym rytuałem - tańcem pawia przynoszącym szczęście młodym małżonkom.

Paw i teatr? To złe połączenie. Przesąd mówi, że paw na scenie przynosi pecha...
– W polskim teatrze wierzy się, iż pawie pióra przynoszą pecha a ja występuję już w tym stroju bardzo długo i to na niejednej scenie teatralnej, a na brak szczęścia nie narzekam. A przesądu pozbyłam się w Indonezji, bo tam paw jest symbolem szczęścia. Tam pawie to ptaki bardzo szanowane. Spotkać je można nawet w dużych miastach, gdzie przechadzają się po trawnikach. To właśnie urok życia w Indonezji, gdzie nieopodal wieżowców chodzi sobie paw czy kura.

Podczas pokazów wykonuje Pani wiele tańców. Który jest Pani najbliższy?
– Mój repertuar wciąż się poszerza. Idę za głosem serca, tworząc własne choreografie. Żyję ich nowym światłem. Lecz w zakątku serca tli się cały czas sentymentalne przywiązanie do wojowniczego tańca, w którego charyzmatyczny dynamizm urzekł mnie, gdy po raz pierwszy zobaczyłam go na zajęciach w Instytucie Sztuki na Jawie. Jeszcze dwadzieścia lat temu nie mogła go wykonywać żadna kobieta. Teraz już może nawet „biała” tak jak ja.

“O Jezu, jakie to dziwne, o Jezu, jakie to straszne!” krzyczały dzieciaki na widowni, widząc indonezyjski taniec Baris.
– No, ale taniec wojownika miał na celu straszyć przeciwnika.

Strój tańca „Baris” robiła Pani sama - dniami i nocami, tylko na podstawie opisów znalezionych w książkach. No i konsultacji ze swoim mistrzem tańca Pak I Wayan Dana, który z otwartością i entuzjazmem obserwował pracę nad rekonstrukcją kostiumu.
– Mój indonezyjski profesor z radosnym zdumieniem przyglądał się ścieżkom, po których wiodła mnie intuicja. Do zrobienia stroju wojownika użyłam naturalnych klejnotów Indonezji. Kostium obszyłam kryształami górskimi, zębami, rybimi kręgosłupami, marmurem oraz muszlami.

Prawdziwym cudeńkiem tego stroju jest hełm, który jest wycinany z muszli, które terkoczą podczas dynamicznych ruchów tanecznych. Jak to z nim było?
– Z tym hełmem związane jest wspomnienie wzajemnej kurtuazji. Hełm, zwanym Ira – Irahan, był mi potrzebny by dopełnić stroju. Takie cudo to koszt przekraczający często możliwości finansowe wielu profesjonalnych tancerzy. I znów los uśmiechnął się do mnie. Charytatywnie uczyłam w Centrum Edukacji Dziecka „Yogya Kids”. Okazało się, że szkoła stoi na progu bankructwa. Zwarliśmy szyki z nauczycielami i założycielką szkoły. Zrobiliśmy dni otwarte, wystawy, koncerty, wpuściliśmy hektolitry entuzjazmu w mentalny krwiobieg środowiska. Szkołą stanęła na nogi i kwitnie. Nauczyciele i założycielka szkoły Selly Sagita potajemnie zakupili ten hełm dla mnie.

Największe wrażenie w Barisie robią specjalne pasy, naszywane na kostiumie. Podczas tańca potrafią się wyjątkowo nastroszyć. Tak, że wojownik przypomina dużą szyszkę, to znów bardzo drobną postać - w zależności od ułożenia ciała i gestów tancerki.
– W tym tańcu - tańcu wojownika jestem naprawdę zakochana.

Skąd ta Indonezja?

Jadwiga Możdżer spędziła w Indonezji dwa lata / Fot. Materiały Jadwigi MożdżerJadwiga Możdżer najpierw skończyła Liceum Muzyczne w Gdańsku, potem Wyższą Szkołę Teatralną we Wrocławiu. Po szkole zaczęła grać. Dużo, pięknie, zachłannie. I po jakimś czasie przyszła refleksja, że scena zabiera jej życie. Że ją pożera, wysysa, że sedno tkwi gdzieś jeszcze, że trzeba szukać i wyruszyć w drogę… Patrzę w jej CV. Grała szekspirowską Julię, Anię z Zielonego Wzgórza oraz inne role, o których młode aktorki kończące studia mogą tylko pomarzyć.

Po co więc ta Indonezja, skoro tu w Polsce jej kariera rozwijała się tak pięknie? Przecież zanim wyjechała Pani do Indonezji grała w teatrach role, o których marzy każda młoda aktorka?
– Udało mi się. Po pewnym czasie byłam już jednak spełniona jako aktorka i chciałam spróbować czegoś więcej. Wraz z tym, jak rosła we mnie potrzeba nowej drogi, krystalizowała się wizja tego, co miało konkurować z moja miłością do teatru. Tym wyzwaniem był wyjazd na druga stronę globu. Ambasada szukała osób, które chciałyby studiować sztukę indonezyjską, a potem propagować ją w swoim kraju.

Pojechała Pani na rok. Miała skromne stypendium, ale dużo zapału i chęci do odkrywania czegoś nowego, jeszcze niepoznanego. Wybrała Pani indonezyjski taniec. Po roku, po prezentacjach choreograficznych z maskami Ministerstwo przedłużyło pobyt o kolejny rok.
– Tęskniłam za rodziną, za domem, ale wiedziałam, że taka okazja może się już nie zdarzyć.

Studiowała Pani i pracowała twórczo w Indonezji przez dwa lata. Pierwsze wrażenie były druzgoczące. Krytyczny stan zdrowia, spowodowany nadprogramowymi szczepieniami, które sprytnie zaoferowano Pani w punkcie sanitarnym na lotnisku w Amsterdamie, by wyciągnąć z kieszeni gotówkę.
– Tropikalny klimat i tęsknota za domem oraz gorący kompres z powietrza, który oplatał ciało przez cały czas pobytu. Poznałam własną siłę właśnie dzięki wielu przeciwnościom. Przetrwałam…- wspomina.

Indonezja - raj i piekło w jednym

Indonezja to 17 tysięcy wysp, więc wybór miejsca zamieszkania jest bardzo duży.

– A ja mieszkałam na centralnej Jawie - najgęściej zaludnionej wyspie całego archipelagu, w mieście, w którym żyje jeszcze sułtan Habengku Buwana IX, otwierający dla ludu i turystów swój pałac.

Pani profesorką tańca była nadworna tancerka i choreograf Kratonu, czyli Pałacu Sułtańskiego-Ibu Harti. Na początku kontakt z Indonezyjczykami ograniczał się do tych, którzy mówią po angielsku.
– Bałam się, że zamęczę ich tymi pytaniami. Tymczasem oni byli zachwyceni, że ktoś się tak interesuje ich kulturą. Nieznajomość języka ograniczała ją, więc postanowiła nauczyć się języka indonezyjskiego. Dzięki temu poznawała jawajską duchowość i istotę tańca. Problem polega na tym, jak się uczyć języka, który ma ... 600 dialektów. Dialekty sobie odpuściłam.

[b]Nauczyła się Pani języka państwowego – Bahasa Indonesia. Oprócz mowy, trzeba było nauczyć się także języka ciała, by wiedzieć, kiedy należy się ukłon, uśmiech, cisza.

– Nie było to łatwe. W Indonezji trzeba wiedzieć, że jeśli kończy się herbata w filiżance gospodarza, to znak, iż żegna on już swoich gości. Gdy jednak doleje ci herbaty - można przedłużyć wizytę. Jeśli kogoś urazisz, powie Ci o tym cisza, w którą Jawajczyk spowije waszą znajomość. Uśmiech jest kluczem do serca tego kraju. Nie należy obdzielać własnym smutkiem szerszego grona.

Piękno Indonezji zapisane w Pamięci pani Jadwigi, to zapach pół ryżowych, zachody słońca jak chwila uchwycona w oknie teatru cieni, kiedy to „pomarańcza” osuwa się po niebie, by zemdleć za horyzontem.
– Kiedy wróciłam do Polski wyciągałam rodzinę z domu i mówiłam: Chodźcie zobaczyć zachód słońca, przecież to tylko chwila. Oni zdumieni mówili mi, że przecież to parę godzin, zanim słońce schowa się i wzejdzie księżyc. Azja przypomniała mi o tym, że piękno świata i duszy ludzkiej mieszka w tańcu. Za jego pośrednictwem opowiada się pradawne historie o rajskich ptakach, motylach, miłości i okrucieństwie.

Co robi w Polsce?

W Indonezji studiowała Pani taniec. Skąd więc te niesamowite maski?
– Maski rzeźbiłam w wolnych chwilach. W momentach, w których bogactwo przeżyć potrzebowało ujścia. Pochylając się nad martwym drewnem ożywiałam myśli rozpięte między kontynentami. Czas wykonania każdej z masek był różny – w zależności od tego, jaki jest charakter danej maski. Niektóre z nich zmieniały zwoje oblicza, inne powstawały wciągu jednej fali natchnienia. Pierwsza maska, którą zrobiłam, to Ibu - wykonałam ją podczas jednej nocy, kiedy próbowałam pogodzić się z myślą o tym, że moja babunia umiera. Że jej odejście jest kodą długiego oczekiwania na spotkanie swojego męża z którym, jak mawiała, spędziła „tylko 40 lat”. Kolejnej nocy powstała więc druga maska. Wraz z tymi maskami powstał taneczny monodram, który zatańczyłam na pokazie dla przedstawicieli indonezyjskiego ministerstwa. I właśnie ta pierwsza maska zatrzymała mnie w Indonezji na kolejny rok. Po spektaklu, przedstawiciel Ministerstwa Edukacji Indonezji oznajmił mi decyzje ministerstwa o przedłużeniu mojego stypendium kolejny rok.

Nie sposób nie zapytać panią o brata - Leszka Możdżera...

– Nasze artystyczne drogi przebiegają autonomicznie. Stwórca, który obdarzył nas pasją działań twórczych ma z pewnością plan, kiedy i gdzie mają się one przecinać. Dobrze, że nie jesteśmy w stanie wszystkiego do końca przewidzieć. Muzyka Leszka bardzo mnie inspiruje. Tworzę do niej choreografie, spektakle. Jego muzyka zawsze buduje w mojej głowie obrazy. Poza tym nie poświęcamy zbyt wiele czasu na analizowanie wzajemnych tras koncertowych - czego często oczekują ode mnie jego fani. Łączą nas sprawy kluczowe, a więc duchowe, rodzinne. Nasze spotkania są jak dzień pracy wewnętrznej biblioteki. Otwieramy przed sobą karty zdarzeń, znajdujemy słowa klucze i ciszę potrzebną do dalszej drogi.

Maski, taniec, stroje - wszystko o Indonezji. Więc wróci Pani tam, do kraju 17 tysięcy wysp?

– Mam nadzieję. Obiecałam to swoim przyjaciołom. Oni bardzo tęsknią, podobnie jak ja. Dzwonią, piszą maile, co mnie bardzo wzrusza. Postaram się tam wrócić. Na wszystko musi jednak nadejść odpowiedni czas, gdyż nie mogłabym pojechać tam ot tak po prostu, jako turysta. Do domu, którym stała się dla mnie gościnna Indonezja, trzeba wrócić na dłużej niż na herbatę.

info: wiadomości24.pl

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.pldomix wrocław akwarium dla początkujących